Odbiory
2,5 miesiąca temu zakończyliśmy swoją przygodę z odbiorami. Łącznie z geodetą trwało to prawie pół roku. Jedno co mnie zdziwiło to dwie drogi do uzyskania pozwolenia na użytkowanie budynku. Jedna to ta, gdzie wszyscy przyjeżdżją i sprawdzają instalacje itp., druga to ta gdzie olewamy wizytę na budowie, inkasujemy pieniążki i wydajemy inwestorowi stosowne dokumenty. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego strasznie się czepiał składanych przeze mnie dokumentów. Kiedy mój kierownik budowy i architekt dowiedzieli się kto prowadzi moją sprawę, od razu stwierdzlił że nie będzie łatwo. Zaznaczam, że jak na moje oko gość był zaraz po studiach i chyba za bardzo sobie wziął do serca swoje stanowisko. Czepiał się niesamowicie, wzywał kierownika budowy, geodetę który wykonywał inwentaryzację powykonawczą. Czepiał się nawet tego, że wymiary budynku, które uległy zmianie na długości 12m zaledwie 5 cm na mapce którą dostarczyłem nie były naniesione odręcznie, tylko przez mojego architekta w programie komputerowym. Musiałem oczywiście to poprawić. Po kolejnej wizycie u niego dowiedziałem się że geodeta też coś źle wpisał (chodziło o nr zgłoszenia na budowę). Tym razem ja go sprawdziłem, zaniosłem poprawkę, gdzie z premedytacja pomyliłem sie w numerze, i o dziwo przeszło. Chyba miał już dość. To mój jedyny taki przypadek jeśli chodzi o budowę. Jak rozpoczynaliśmy budowę wszyscy szli nam na rękę, każdy napotkany urzędnik.